Największe gamingowe porażki 2024 roku! Na czym polegli wydawcy?

Rok 2024 już za nami i chociaż stronimy od podsumowań to jednej kwestii chcemy się bliżej przyjrzeć. Ostatnie 12 miesięcy obfitowało w wiele głośnych i nieudanych premier w świecie gier. Przygotowaliśmy więc listę największych growych porażek 2024.

Wiele osób mówi, że żyjemy w najlepszych czasach gamingu i jeśli spojrzymy przez pryzmat małych deweloperów oraz gier indie, albo tzw. średniaków AA to faktycznie możemy się ku temu stwierdzeniu przychylić. W minionym roku na rynek trafiło naprawdę wiele fantastycznych tytułów, a gry jeszcze nigdy nie były tak dostępne jak teraz. Chociaż platformy cyfrowej dystrybucji i programy subskrypcyjne mają swoje minusy to jednak mocno ułatwiają dostęp do gier. Dodajmy do tego kilka wiodących konsol, granie w chmurze, czy potężny arsenał retro sprzętów. Bycie graczem jest dziś łatwe, ale w tym polu dobrobytu jest jeden zakątek nędzy i rozpaczy. Nazwa jego brzmi... segment AAA.

W 2024 roku na łopatki wyłożyli się najwięksi gracze na rynku. Gry AAA w znacznej większości mijały się z oczekiwaniami graczy i księgowych. Niestety tak to jest kiedy ci drudzy wróżą z Excela co powinno się podobać tym pierwszym. Zebraliśmy kilka największych wpadek rynku gier i najgorszych gier 2024 roku. Pominiemy niewesołą sytuację na rynku zatrudnienia w branży gamingowej, ponieważ ta wymaga głębszej analizy i jest pokłosiem ogólnego kryzysu oraz pękających baniek przeszacowania stanu rynku. Zapraszamy do lektury o porażkach 2024 roku.

Concord – kochajmy gry, tak szybko odchodzą

Historie o tym ile Sony wydało na produkcję Concord są już legendami. Niemniej mówi się zawsze o kilkuset milionach dolarów wydanych przez kilka lat produkcji. Cały ten hajs poszedł na grę sieciową, która kilkanaście dni po premierze została usunięta z rynku, a jej serwery zamknięte. Szacuje się, że sprzedano zaledwie przeszło 25 000 egzemplarzy, a dzienną liczbę graczy liczyło się w setkach. Prawdopodobnie żadna gra w 2024 roku nie zabolała księgowych tak, jak ten sieciowy hero shooter. Co poszło nie tak?

Po pierwsze Sony spóźniło się z premierą gry o kilka lat. Gracze chcący bawić się przy hero shooterach mają już swoje tytuły i nie przesiądą się na inne po inwestycji tysięcy godzin w granie. Niestety menadżerowie wielkich korporacja zdają się nie widzieć tego prostego faktu. Dodajmy do tego nijakie postaci, narrację twórców celującą w konkretne grupy odbiorców, które są jak się okazuje niszowe i wysoką cenę za grę. Ten ostatni element szczególnie bawi w obliczu wielu lepszych, popularnych i darmowych konkurentów. Sony po prostu popełniło masę błędów przy tej grze. Co gorsza japoński koncern mógł wykorzystać całkiem dobre mechaniki gry i ubrać je w szaty swoich kultowych marek. Prawdopodobnie gra miałaby szansę na odniesienie sukcesu, czego dowodem jest Marvel Rivals kopiujący Overwatch, ale serwujący graczom ukochanych bohaterów.

Dragon Age: The Veilguard – gra dla nikogo

Dragon Age: The Veilguard jest świetnym przykładem tego, w jaki sposób korporacje grzebią swoje marki, które były swego czasu ikonami gamingu. Pierwsza odsłona serii Dragon Age była brutalną grą action RPG, która przez swoich twórców była określana mianem duchowego spadkobiercy Baldur's Gate. Faktycznie tytuł nie bał się poważnych tematów, serwował graczom ponury świat i angażującą historię stojącą charakterystycznymi bohaterami, których zwyczajnie się lubiło. Druga część choć składana na prędko to i tak trzymała się zasad rządzących wykreowanym światem. Premiera Dragon Age: Inkwizycja była spektakularnym sukcesem sprzedażowym, ale jednocześnie fani wskazali, co w grze nie działało i jaką drogę powinni obrać twórcy. Tak przechodzimy do Dragon Age: The Veilguard, w którym wszystko zdaje się być nie na miejscu.

BioWare przeanalizowało opinie graczy na temat poprzedniczek i postanowiło usunąć z gry wszystko czego oczekiwali fani cyklu. Zamiast mrocznego świata fantasy mamy stylistykę łączącą w sobie fantasy w stylu Warcraft z postaciami wyjętymi wprost z Fortnite. Postaci są nieciekawe i mówią niczym nieogarnięci nastolatkowie, a elementy RPG zostały praktycznie spłycone do absolutnego minimum. Całość zalano sosem poprawności znanej jako DEI. Jeszcze przed premierą rozgorzała dyskusja na temat problemów gry i jak pokazała sprzedaż Dragon Age: The Veilguard okazał się tworem dla nikogo. Trochę szkoda, ponieważ nieco więcej szacunku dla fundamentów serii mogłoby tak naprawdę zaowocować naprawdę dobrą grą. Jeśli zaś chodzi o DEI w tej grze to takie tytuły, jak Baldur's Gate 3 pokazują, że można zrobić dobrą grę, w której każdy będzie miał swoją reprezentację i nikomu to nie będzie przeszkadzać. Wystarczy się skupić na tym, aby gra była dobra i kierowana do odpowiedniej grupy odbiorców.

Suicide Squad: Kill the Justice League – zaoranie swojego dziedzictwa

Rocksteady dało nam fenomenalną trylogię Batman Arkham, która perfekcyjnie oddała doświadczenie bycia Batmanem. Unikatowy styl gry, nie wstydzenie się komiksowego pochodzenia i doskonale skrojone mechaniki. Każda odsłona serii dawała niezwykłe solowe doświadczenie i serwowała graczom angażująca przygodę. Nie mówiąc o szacunku, z jakim gry podchodziły do materiału źródłowego i postaci Mrocznego Rycerza. Niestety Warner Bros. uznało, że chce mieć grę usługę w świecie komiksów DC. I tak specjaliści od gier dla pojedynczego gracza otrzymali zadanie stworzenia sieciowej, kooperacyjnej gry akcji.

Suicide Squad: Kill the Justice League okazało się spektakularną klapą, choć nie taką, jak wspomniany Concord. Wydawca starał się jeszcze ratować trupa. Niemniej gracze otrzymali niezbyt wyszukanego akcyjniaka, w którym drugoplanowi bohaterowie komiksów strzelają w kolorowe punkty na wrogach. Gra swoim rozmachem mechanicznym przypomina tytuły z ery PS2, a szatą graficzną robi wrażenie co najwyżej na osobach, które niedawno odkryły PS4. Dodajmy do tego, że fani DC muszą na ekranie oglądać upodlanie ich ulubionych bohaterów w bardzo nie wyszukany sposób, co dodatkowo odrzuciło ich od rozgrywki. Mamy wrażenie, że gra solowa o jakimkolwiek bohaterze DC od Rocksteady zarobiła by dużo więcej niż Suicide Squad: Kill the Justice League. Szkoda, że księgowi i prezesi wielkich wydawnictw nadal nie rozumieją, że najbardziej dochodowe gry biorą się z kreatywności, a nie zimnej kalkulacji!

Skull and Bones, Star Wars Outlaws, Assassin's Creed: Shadows i wszystko co robi Ubisoft

Ubisoft był wiele lat temu wydawcą dostarczającym wiele hitów. Niestety wraz z przejściem z formatu wydawcy na producenta gier jakość serii tej firmy zaczęła spadać. To co francuski gigant zaserwował nam w 2024 roku to już temat na niejedną książkę, dlatego wspomnimy tylko o trzech największych wpadkach. Skull and Bones zaczęło powstawać tuż po wydaniu czwartej odsłony serii Assassin's Creed. Firma słusznie uznała, że gra sieciowa pozwalająca prowadzić własne okręty po wodach Morza Karaibskiego będzie strzałem w dziesiątkę. Problem w tym, że produkcja przeciągnęła się o niemal dekadę. W 2024 roku ten tytuł już nikogo nie obchodził, ale Ubisoft nie tylko parł w zaparte, ale też zapowiedział, że Skull and Bones będzie pierwszą w historii grą AAAA. Jak wyszło? Szata graficzna i mechaniki uboższe niż w Assassin's Creed IV z 2013 roku oraz znikoma liczba graczy na serwerach. Ten statek tonął tak naprawdę jeszcze przed zwodowaniem.

Złośliwi powiedzą, że tylko Disney może zaorać i nie zarobić na marce jaką jest Star Wars. To moment, w którym Ubisoft mówi, żeby potrzymać mu piwo. Kolejna gra, którą w zapowiedziach ogłaszano mesjaszem gamingu, a wyszedł nijaki średniak. Wbrew temu, co niektórzy mówią nie mamy do czynienia z paździerzem absolutnym. Niemniej gra niczym się nie wyróżnia, nie brakuje w niej błędów, bohaterka niespecjalnie daje się lubić, a najważniejsze mechaniki biją po oczach niedopracowaniem. Trzy dekady temu dostalibyśmy ten tytuł na płytce z magazynem gamingowym. Rozmiar tragedii może nie byłby tak wielki gdyby nie ceny, jak za mesjasza gamingu.

W końcu gra, która miała wyjść, ale smród wokół niej będzie ciągnął się za całą serią o skrytobójcach jeszcze długo. Gracze prosili od przeszło dekady o japońską odsłonę flagowej serii Ubisoftu. I tak w końcu w 2024 roku miał zadebiutować Assassin's Creed: Shadows. Pomijamy fakt, że wydawca spóźnił się z tą grą o dobrą generację konsol. Najgorsze jest to, że kiedy wszystkie odsłony podchodziły z szacunkiem do przedstawianych realiów historycznych mimo fikcyjnej fabuły to tutaj w feudalnej Japonii postanowiono opowiedzieć historię czarnoskórego samuraja i japońskiej skrytobójczyni. Chyba nie musimy mówić jaki element nie spodobał się graczom i wszystkim Japończykom. Ubisoft bronił się, że Yasuke jest postacią historyczną. Szybko okazało się, że autor książki o tej postaci może być oszustem, który markował wpisy na Wikipedii. Wydawca zmienił narrację, że przecież seria jest fikcją i każda odsłona jest wynikiem prac kreatywnych. Tylko, że wcześniej ta kreatywność była zbieżna z wydarzeniami historycznymi. Najgorsze jest to, że bez względu na to czy Yasuke jest autentyczną postacią czy nie, wystarczyło zrobić grę o japońskim samuraju, a czarnoskórego bohatera przedstawić w dodatku, jako ciekawostkę historyczną. Prawdopodobnie wtedy każdy rozsądny gracz uznałby to za fantastyczny pomysł i coś intrygującego. Tymczasem po drodze wypłynęły inne afery związane z grą, posługiwaniem się nielegalnie grafikami, czy figurką ze złamaną bramą torii będącą symbolem nuklearnej zagłady w Nagasaki. Assassin's Creed: Shadows został przeniesiony na 14 lutego 2025 roku i szczerze wątpimy, aby ta gra była sukcesem, którego Ubisoft potrzebuje.

Test Drive: Solar Crown – niepotrzebny powrót

Test Drive: Unlimited był grą wyprzedzającą swoje czasy. Wielka motoryzacyjna piaskownica serwowała graczom możliwość wcielenia się w dzianego miłośnika motoryzacji. Druga część nie była już tak dobra, ale nadal miała w sobie to coś. Po trzynastu latach wydano kontynuację, której zapowiedzi rozgrzewały serduszka fanów wirtualnych samochodówek. Niestety Test Drive: Solar Crown już na etapie beta testów pokazał, że jest źle. Twórcy obiecywali, że na premierę gra będzie dopracowana w najmniejszym detalu, a gracze nie mają się o co martwić. I faktycznie nie mają, a nawet nie muszą w ogóle myśleć o tej grze, ponieważ wyszedł finalnie paździerz, który na kazdym polu przegrywa z wiodącymi samochodówkami.

Test Drive: Solar Crown oferuje nijaki model jazdy, oprawę graficzną miejscami pamiętającą czasy PS3 i fatalną optymalizację. Dodajmy, że gra wymaga stałego połączenia z serwerami, które działają jak chcą i kiedy chcą. Nie tego oczekiwali gracze pamiętający długie godziny spędzone na hawajskich drogach. Skoro gra miała wyglądać tak, jak wygląda to pytanie, po co ona w ogóle wyszła?

Unknown 9 Awakening  - gra, która nikogo nie obchodzi

Słyszeliście o Unknown 9 Awakening? My niby tak, ale zapomnieliśmy o tej grze i przypomnieliśmy sobie dopiero teraz. Najlepiej to z czym mamy do czynienia opisuje fakt, że aktorka Anya Chalotra odgrywająca główną bohaterkę nie miała pojęcia o czym jest gra. W wywiadach odtwórczyni głównej roli nie miała pojęcia kim jest jej bohaterka, co w niej robi i jak się nazywa. Prawdziwe marketingowe piekiełko. Na szczęście gra jest niedopracowana, cierpi na brak sztucznej inteligencji, szatę graficzna sprzed dwóch dekad i całkowicie nieciekawą fabułę, więc nieudane wywiady tylko i wyłącznie uratowały graczy. Nie uratowały za to gry, w którą nikt nie gra. Pewnie nawet jej twórcy od połowy procesu dewelopingu nie włączali rozgrywki, tylko na ślinę próbowali ukończyć to co tam kleili.  

PlayStation 5 Pro – chamski skok na kasę

Na koniec nie gra, ale sprzęt, który pokazał jak się kończy brak konkurencji na rynku konsol. Tutaj honorowe podziękowania dla Microsoftu za sukcesywne zabijanie Xboxa. Niemniej powiedzieć, że Sony się odkleiło przy premierze PlayStation 5 Pro to nic nie powiedzieć. Nowa mocniejsza konsola japońskiej marki na papierze jest dużo mocniejsza i wydajniejsza od standardowych wersji PS5. Dzięki temu gracze mieli się cieszyć nowym wymiarem gamingu. Co tak naprawdę dostali?

Na moment pisania tego artykułu PS5 Pro kosztuje 3500 zł i w tej cenie klient dostaje konsolę z ultra atrakcyjnymi paskami na obudowie pasującymi do dresu. Paski zajęły tyle miejsca, że w zestawie nie znalazł się napęd na płyty, ponieważ sprzedaż cyfrowa jest wygodna i gdy tylko fizyczne kopie znikną to gry będą mogły kosztować tyle ile tam sobie zażyczy wydawca, czyli jeszcze więcej. Jeśli cenicie sobie stabilne ułożenie konsoli to podstawkę będziecie musieli sobie dokupić również oddzielnie. Oczywiście napęd także można dokupić, ale jest on drogi i raczej niedostępny, albo dostępny za znacznie większą kwotę niż powinien. Jeśli już ktoś się zdecyduje na zmianę konsoli ze zwykłego PS5 na PS5 Pro to w czasie rozgrywki na szczęście nie zobaczy różnic w szacie graficznej, więc nie poczuje się nieswojo. Za to po spauzowaniu będzie mógł zobaczyć lepszą jakość krawędzi na trawie w trzecim planie. O ile akurat patch poprawiający grafikę w danej grze nie sprawi, że na Pro jednak będzie ona działała gorzej, bo i takie wpadki się pojawiały. Tak na poważnie to w większości gier nie da się odczuć różnicy w wydajności. Gry nadal korzystają z różnych trybów graficznych, a jakby tego było mało Sony olało temat ekskluzywnych tytułów wyciskających pełną moc z nowego sprzętu. Tym samym PS5 Pro jest największym chamskim skokiem na kasę w tym roku!

Tak się prezentują naszym zdaniem największe gamingowe porażki 2024 roku. Oczywiście można by znaleźć więcej wpadek i porażek, ale po co się pompować negatywną energią. Mamy nowy rok i już niedługo na pewno zobaczymy kolejne spektakularne klapy. Co jak co, ale w segmencie AAA, wydawcy uczą się zaskakująco powoli!

Daj znać o nas znajomym

Nintendo Switch - gry na początek

Jesteś świeżym użytkownikiem Nintendo Switch i zastanawiasz się po jakie gry sięgnąć w pierwszej kolejności? Na tę hybrydową konsole powstało wiele naprawdę dobrych tytułów i każdy gracz wskaże inne pozycje na start. My wybraliśmy 7 gier na Switcha, które przede wszystkim pozwolą poznać kluczowe marki i możliwości konsoli.

Nasza lista jest oczywiście bardzo subiektywna i częściowo staraliśmy się ją oprzeć o to, jak dane gry oceniają grający. Skupiliśmy się na markach będących ekskluzywnymi dla Nintendo. W końcu nie po to sięga się po Switcha, aby grać w tytuły multiplatformowe. Trzeba jednak przyznać, że takie gry jak Hades, czy Celeste świetnie się nadają na pstryczka. Mimo to, jak wchodzić w świat Nintendo to z przytupem. Na wstępie musimy też podkreślić, że zdajemy sobie sprawę z wysokich cen gier Nintendo. Chociaż bardziej poprawne jest stwierdzenie, że nie tyle są drogie na premierę, co nie tanieją po niej, a nawet na promocjach ich ceny lawirują wokół 200 zł. Plus tej sytuacji jest taki, że w przypadku kiedy gra się nie spodoba to można ją odsprzedać odzyskując niemal całość zainwestowanej kwoty. No ale bez przeciągania oto nasze TOP 7 gier na początek z Nintendo Switch!

Mario Kart 8 Deluxe – najlepsza gra wyścigowa na Switcha

O tym, że w zes

PowerBox V-Tech - chiptuning bez utraty gwarancji

Stoisz na światłach, po długim oczekiwaniu zapala się zielone światło, wrzucasz pierwszy bieg i naciskasz gaz, a auto zdaje się spokojnie myśleć co ma zrobić? Prawdopodobnie brakuje mu momentu obrotowego i jest nie najlepiej zoptymalizowane. Dziś powiemy ci, jak zrobić chiptuning auta bez utraty gwarancji producenta. Wystarczy V-Tech PowerBox i wizyta w K-Sport Auto Serwis!

Wiele osób doświadcza braku mocy i momentu obrotowego w swoich samochodach. Czasami wystarczy zabrać do samochodu pasażerów lub włożyć większe zakupy, aby samochód nie chciał jechać. Rozwiązaniem jest podniesienie parametrów i optymalizacja jednostki sterującej pracą silnika, ale to wiąże się ze sporym wydatkiem i w przypadku nowszych samochodów z utratą gwarancji producenta! Na szczęście jest na to rozwiązanie i wraz z naszym partnerem K-Sport Auto Serwis z Opola postanowiliśmy wam je przybliżyć. Montaż urządzenia V-Tech PowerBox pozwala na podniesienie kluczowych parametrów pracy silnika bez utraty gwarancji. Jak to działa? Spieszymy z wyjaśnieniem.

W czym pomaga chiptuning?

Zacznijmy od bardzo ważnej kwestii, jaką jest sam chiptuning i w czym pomaga. Pewnie część z was słysząc to określe

Przenośna konsola retro 400 gier - recenzja sprzętu

Super Mario, Contra czy Galaxian, ten kto zna te nazwy miał prawdopodobnie okazję za dziecka grać na Pegasusie. Co prawda polska konsola nie do końca korzystała z legalnych gier, ale to już historia na inną opowieść. Dziś przeniesiemy się w czasy 8-bitowych produkcji z konsolą o jakże wyszukanej nazwie "Mini Konsola Retro Przenośna Pegasus 400 Gier" i jej recenzją.

Popularne serwisy aukcyjne oraz sklepy internetowe oferujące sprzęty pochodzące z chińskiego El Dorado są dosłownie zalewane konsolkami retro. Wśród bardzo tanich konstrukcji podłączanych do telewizora pokroju "Polystation", można znaleźć również nieco droższe konsole przenośne. Te konstrukcje naśladujące wyglądem kultowego Game Boya kryją w sobie nostalgiczną podróż w czasy dzieciństwa osób urodzonych w latach 80-tych. Niegdyś Pegasus święcił w naszym kraju sukcesy i pozwalał młodym Polakom zaznać cudów pochodzących z japońskiego NES'a. Większość gier trafiających na podróbkę japońskiej konsoli było podróbkami gier, ale zdarzały się również tytuły zagarnięte na kartridże Pegasusa w stosunku 1 do 1. Moja recenzja przenośnej konsoli retro pokaże Wam, czy warto kupić ten chiński artefakt.

Przenośna konsola retro 400 gier - czym jest?

W serwisach aukcyjnych można spotkać wiele przenośnych kon

Recenzja komiksu Asteriks. Biały Irys

„Biały Irys” jest najnowszym tomem z serii „Asteriks”. To już 40 album z przygodami dzielnych Galów. Czy tym razem dostaliśmy angażująca przygodę? Zapraszamy na naszą recenzję komiksu!

Asteriks zadebiutował w 1959 roku i do dziś jego przygody są kontynuowane. „Biały Irys” jest kolejnym tomem zilustrowanym przez Didera Conrada. Za historię tym razem odpowiadał Fabrice Caro, a nie Jean-Yves Ferri. W tym miejscu należy przypomnieć, że postać Asteriksa wymyślił Rene Goscinny, a pierwotnym ilustratorem przygód Galów był Alberto Uderzo. Więcej dowiecie się z naszego artykułu o serii komiksów z Asteriksem. Czy najnowszy album godnie kontynuuje spuściznę marki? Zapraszamy na naszą krótką recenzję!

„Biały Irys” - ta kreska nadal zachwyca

Zacznijmy od ilustracji, które w tym przypadku zasadniczo odpowiadają za tożsamość bohaterów. Dider Conrad objął funkcję ilustratora serii od 36 tomu i ponownie udowodnił, że czuje tę markę komiksów. „Biały Irys” wygląda po prostu wyśmienicie. Bohaterowie prezentują się tak, jak powinni, a kreska od razu zdradza nam z czym mamy do cz

Chata Hagrida z Brick Trick Harry Potter - recenzja

W końcu przyszła pora na naszą recenzję zestawu ekologicznych klocków Brick Trick Harry Potter, a dokładniej zestawu pozwalającego zbudować chatę Hagrida. Czy warto sięgnąć po tą konstrukcyjną zabawkę i ile radości ona da dzieciakom i dorosłym? Zapraszamy na lekturę!

Jakiś czas temu publikowaliśmy przegląd zestawów z serii Brick Trick Harry Potter. Przy okazji przygotowywania opisu tej serii zdecydowaliśmy się sprawdzić jeden komplet. Padło na chatkę Hagrida, która składa się z przeszło 240 cegieł i dodatkowych elementów wykończenia. Przede wszystkim nurtowało nas kilka pytań, na które nasz redaktor postara się odpowiedzieć w tym tekście.

Co znajdziemy w pudełku z Brick Trick Harry Potter?

W przypadku chatki Hagrida z serii Brick Trick Harry Potter pudełko zawiera przede wszystkim cegły do budowy. Dokładniej mamy tu cztery worki, w których znajdują się cegły beżowe i białe w sześciennych i prostopadłościennych wersjach. Oprócz tego zestaw zawiera wąskie deseczki do stworzenia podłogi i maskowania narożników ścian, dwie wypraski z tekturowymi elementami pokroju dachu, czy akcesoriów ogrodniczych i dwa worki ze sztucznymi trawami i mchami.

Droidy z LEGO Star Wars

Nie jest tajemnicą, że przed laty seria LEGO Star Wars wyciągnęła duńską markę z poważnych tarapatów. Do dziś firma tworzy imponujące zestawy od bawialnych setów po prawdziwe kolekcjonerskie cuda. Dziś chcielibyśmy się przyjrzeć modelom droidów i postaci ze Star Wars, które możemy zbudować z klocków LEGO.

Szczególnie droidy z LEGO robią fantastyczne wrażenie i fani uniwersum wykreowanego przez George'a Lucasa mogą się cieszyć swoimi plastikowymi towarzyszami znanymi z ekranów. Zresztą niedawno pokazywaliśmy część z nich na naszym koncie Instagramowym, na które was serdecznie zapraszamy. O ile droidy z LEGO wyglądają fenomenalnie to już z postaciami bywa różnie. Nie da się ukryć, że ciężko z klocków wykonać szczegółowe modele. Niemniej takie figury stanowią interesującą gratkę dla fanów Star Wars. Część z modeli, o których wspomnimy nie jest już produkowanych i dostępnych w oficjalnym sklepie LEGO, ale znajdują się w ofercie innych sprzedawców. No to jakich towarzyszy z LEGO Star Wars możemy mieć w domu?

Droidy z LEGO Star Wars

Ręka do góry kto nie chciałby mieć w domu R2D2! No właśnie. LEGO stworzyło nie tylko minifigurki t

Jakie gry zamiast Diablo IV?

Diablo IV okazało się bardzo delikatnie mówiąc rozczarowaniem. Oczywiście Activision Blizzard zarobiło swoje, ale najnowsza produkcja z kultowej serii ma wiele problemów, a na dzień pisania tego artykułu wydaje się praktycznie martwa. Właśnie dlatego postanowiliśmy odpowiedzieć na pytanie jakie gry zamiast Diablo IV?

Nie jest tak, że Diablo IV jest całkowitym paździerzem. Jednak problemy tzw. end-game'u, rozczarowująca zawartość pierwszego sezonu, elementy online, małe ilości mobów do bicia, mało satysfakcjonująca walka, czy problemy z balansem postaci przelały czarę goryczy u fanów gatunku. Nie brakuje osób, które przy nowym Diablo bawią się dobrze, ale patrząc na poprzednie odsłony trzeba powiedzieć sobie szczerze, że „czwórka” jest na tę chwilę martwa za życia. Zresztą sam deweloper zachęcał graczy do odłożenia gry do czasu wyjścia kolejnych sezonów! Zarzućmy więc zasłonę milczenia na twór Activision Blizzard i sprawdźmy, jakie gry będą bawiły bardziej niż Diablo IV. Przynajmniej mamy nadzieję, że znajdziecie w nich więcej przyjemności.

Dodajmy jeszcze, że moglibyśmy wspomnieć o poprzednich odsłonach serii, czyli tworzącym gatunek hack'n'slash Diablo, kultowym Diablo II z dodatkami, czy w

DJI Mic Mini - pierwsze wrażenia

Zastanawiacie się jaki mikrofon do nagrywania filmów na YouTube wybrać? Możliwości jest wiele, a ostatnio poszerzyły się o kolejną, jaką jest mikrofon bezprzewodowy DJI Mic Mini. Zapraszam na pierwsze wrażenia.

Rozmyślnie nie decyduję się na pełną recenzję DJI Mic Mini, ponieważ tym powinni się zająć specjaliści od audio. Zamiast tego chciałbym się skupić na spostrzeżeniach z punktu widzenia małego youtubera, który prowadzi kanał Amator Planszówek i nagrywa w domu. Do tej pory służył mi tani mikrofon krawatowy BLOW w wersji nie wykorzystującej baterii. Bo i taka kiedyś była. Niemniej w końcu zdecydowałem się na zmianę mikrofonu na bezprzewodowy. Chwilę szukałem odpowiedniego modelu, aż Tomasz Walczak, o którym mogliście przeczytać na łamach Piwnicy podpowiedział, że lada moment ma zadebiutować nowy mikrofon DJI. Poczekałem do premiery, zapoznałem się z nim i to właśnie na niego padł wybór.

Powiem szczerze, że nie do końca interesowały mnie same szczegóły techniczne, a raczej jego cechy ważne z punktu widzenia, jakby nie patrzeć amatora. W takim razie co dostałem, jak to się póki co spisuje i czy jakieś elementy mi nie

Czym jest aparat natychmiastowy?

Powiedzieć, że moda na retro wraca to nic nie powiedzieć. Na każdym kroku możemy zobaczyć, jak ludzie jarają się sprzętem, gadżetami, czy ciuchami z przeszłości. Sami lubimy retro konsole. Jedną z technologii, która powróciła z zaświatów w ostatnich latach jest fotografia natychmiastowa. Postaramy się wyjaśnić, czym jest aparat natychmiastowy i jakie ma zalety.

Marką, która rozpropagowała fotografię natychmiastową był Polaroid. Zapewne wielu z was dobrze kojarzy charakterystyczne aparaty z wielką podstawą, z której po wykonaniu zdjęcia wyskakiwały kwadratowe zdjęcia. Technologia zaprezentowana i wykorzystywana przez Polaroida wywołała taką fascynację, że urządzenia marki stały się popkulturowym fenomenem. Aparaty natychmiastowe występowały w filmach i serialach, a urządzenia tworzone przez innych producentów były potocznie nazywane przez ludzi polaroidami. Era cyfryzacji niemal doprowadziła do całkowitego zabicia fotografii natychmiastowej. Szczęśliwie się okazało, że aparaty drukujące zdjęcia to całkiem niezłe gadżety dla zajawkowiczów, a z czasem znalazły też inne praktyczne zastosowania.

Krótka historia fotografii natychmiastowej

Ojcem tej technologii był Edwin Herbert Land, który m.in. opatentował folię polaryzacyjną.

Hoverboard z Powrotu do Przyszłości 2 w realu

Hoverboard, czyli elektryczna latająca deskorolka, którą Marty McFly uciekał przed łobuzami w filmie "Powrót do Przyszłości II" stałą się prawdziwą ikoną sci-fi. Gadżet zgodnie z filmowym scenariuszem miał być zwykłą zabawką w 2015 roku. Nie doczekaliśmy się lewitujących gadżetów do codziennego użytku, ale jedna taka deskorolka powstała w tym roku!

Hacksmith Industries to kanał na YouTube poświęcony między innymi technologicznym wynalazkom. Stoją za nim James Hobson oraz Jimmy Zhou i to oni postanowili zbudować działający hoverboard z kultowego filmu. Zadanie nie było łatwe, a gotowy pojazd, o ile tak można ją nazwać, dość często staje w płomieniach.

Lewitujący hoverboard - jak to działa?

Pozornie konstrukcja lewitującej deskorolki jest naprawdę prosta. Mamy do czynienia z gadżetem wyposażonym w osiem elektromagnesów wytwarzających silne pole elektromagnetyczne. To odpycha deskorolkę od podłoża i unosi ją delikatnie nad powierzchnią. Skoro to takie proste to w czym problem?

Pierwszą niedogodnością jest fakt, że hoverboard autorstwa Hacksmith Industries potrzebuje metalowego podłoża. Magnesy wytwarzają pole magnetyczne i powodują powstanie przeciwnego pola na metalowym podłożu. W efekcie oba pola się odpychają i deska może się unieść. Tym samym hoverboard musi się poruszać nad metal

Zobacz wszystkie

Masz pomysł na udoskonalenie Piwnicy? Podziel się!

Musimy o tym napisać! Tego Ci u nas brakuje! Daj znać, co chcesz znaleźć na Piwnicy.