Nowa generacja ma przyciągnąć nowych klientów, ale niestety dalej auto zdaje się być zrobione bez pomysłu. Wizualnie mamy niby ładniejsze linie, ostrzej zarysowane elementy, ale brakuje tego jakiegoś pazura. Subaru Impreza zdaje się być bardziej konkurentem dla Toyoty Corolli niż samurajem wyśmiewającym pozycje z klasy premium.
Wygląd to jednak nie wszystko. Nowe Subaru Impreza technologicznie zaliczyła wielki skok w przód. Mamy tu opracowana od podstaw platformę oferującą znaczne obniżenie masy, a przy tym lepszą sztywność. Samochód korzysta z napędu Symmetrical All-Wheel Drive i jest gotowy na przyjęcie układów hybrydowych.
Impreza delikatnie urosła, ale może się pochwalić lepszym współczynnikiem oporu powietrza. Zagospodarowano przy tym więcej miejsca dla pasażerów. A jeżeli jesteśmy przy wnętrzu to trzeba przyznać, że jak na Subaru to jest ono dość finezyjnie zaprojektowane.
O bezpieczeństwo zadbają systemy opierające się o kamerę EyeSight. Kierowca będzie mógł nawet liczyć na awaryjny hamulec reagujący na zbytnie zbliżenie się do przeszkody tyłem. Pod maskę trafi wolnossąca dwulitrówka o mocy 152 KM. Silnik ma podobno 80 procent nowych części. Napęd przenosi skrzynia Lineatronic z możliwością manualnego przełączania biegów. Cóż Subaru Impreza jest kolejnym krokiem oddalającym się od błękitnych bolidów na złotych felgach. Japończycy stworzyli kolejny solidny, ale mocno przeciętny samochód. Czas pokaże czy ta polityka pozwoli przetrwać marce na rynku wracającym do dzikich klimatów.