Igrzyska olimpijskie ruszyły pełną pompą i wielu miłośników sportu w najbliższym czasie będzie śledzić poczynania atletów. Zazwyczaj igrzyskom olimpijskim towarzyszyły gry sportowe pozwalające graczom na podjęcie wymagających wyzwań. W tym roku również pojawił się stosowny tytuł, choć ciężko mówić o ambitnej produkcji. Właśnie dlatego postanowiliśmy się nieco bliżej przyjrzeć tematowi planszówek olimpijskich.
Gracze przez cztery dekady mogli się cieszyć różnymi grami olimpijskimi. Niemal za każdym razem powstawały tytuły licencjonowane oraz pozbawione licencji, ale nawiązujące bardzo bezpośrednio do wielkiego sportowego wydarzenia. W tym roku oficjalna gra przeszła nieco bez echa. Nie ma się co dziwić, ponieważ Olympics GO! Paris 2024 jest niczym innym, jak małą mobilką z minigrami, która jest dostępna na Androida, iOS i PC w sklepie Epic Games.
Brak dużej gry olimpijskiej jest spowodowany głównie względami ekonomicznymi. Tytuły tego typu bardzo szybko się starzeją, a w przypadku igrzysk olimpijskich wydawca miałby okienko ok. 2 miesięcy na aktywną sprzedaż gry. Przy obecnych kosztach produkcji wysokobudżetowych gier sprzedaż gry na licencji igrzysk olimpijskich zwyczajnie mogłoby się nie zwrócić, a po ich zakończeniu tytuł byłby martwy. Rozwiązaniem okazała się tania, prosta i mizerna gra mobilna, która przykuje uwagę głównie osób zainteresowanych sportem, a niekoniecznie grami. Jednak w przeszłości gry olimpijskie nie tylko miały się dobrze, ale też często były naprawdę dobrymi tytułami. Przyjrzyjmy się, jakie pozycje otrzymaliśmy na przestrzeni lat i od czego się zaczęło.
Rozwój komputerów i konsol domowych w latach 80-tych minionego stulecia wyzwalał sporą kreatywność u deweloperów. Na rynku pojawiały się m.in. gry sportowe, a ich potencjał dostrzegało coraz więcej wydawców. Igrzyska olimpijskie w tamtym czasie były imprezami posiadającymi jedną z największych opraw medialnych. Co za tym idzie Konami zdecydowało się w 1984 roku pozyskać licencję od Komitetu Olimpijskiego i wydać pierwszą oficjalną grę igrzysk. Hyper Olympic '84 było również znane na niektórych rynkach jako Track & Field. Gra powstawała z myślą o automatach, ale ostatecznie zagościła także na ówczesnych platformach domowych.
Gracze w Hyper Olympic '84 mogli się zmierzyć w 6 dyscyplinach sportowych: rzucie oszczepem, rzucie młotem, skoku wzwyż, skoku w dal, biegu przez płotki i biegu na 100 m. Rozgrywka polegała na mashowaniu dwóch przycisków, co kreatywni gracze wykorzystywali do oszukiwania. Niemniej sukces gry pokazał, że jest zapotrzebowanie na tego typu produkcje. Szybko pojawiły się nielicencjonowane produkcje pokroju Summer Games, czy Winter Games na na Commodore 64.
W 1992 roku fani sportu mogli się cieszyć z kolejnej udanej próby przeniesienia letnich igrzysk olimpijskich na konsole. Tym razem Olympic Gold pojawił się na systemach Sega Game Gear, Sega Genesis i Sega Master System i pozwolił rywalizować w zawodach z Barcelony 92. Rok później wydano Winter Olympics, które bazowało na licencji igrzysk z 1994 roku w Lillehammer. Po dziś dzień mamy wrażenie, że zimowe igrzyska cieszyły się większą popularnością. Sporty takie, jak zjazdy narciarskie, bobsleje, skoki narciarskie, czy biathlon budziły większe emocji niż skoki w dal i rzuty oszczepem. Najważniejsze jednak, że gry olimpijskie oferowały nie tylko możliwość bezpośredniej rywalizacji, ale cechowały się różnorodnością dyscyplin i naprawdę imponującą grafiką. Sam temat przyciągał przed ekrany nie tylko zapalonych graczy, ale też casuali chcących poczuć emocje udziału w tak wielkim wydarzeniu sportowym.
Końcówka minionego stulecia przyniosła rewolucje 3D. Wydawcy i deweloperzy rzucili się na nową technologię i nie da się ukryć, że gry z tamtego okresu w większości nie zestarzały się dobrze. Chyba to samo można powiedzieć o Olympic Summer Games, które dotyczyły igrzysk letnich w Atlancie. Gra trafiła na Playstation, Sega Genesis i 3DO. Twórcy zaimplementowali 10 dyscyplin, a oprawa graficzna, która wtedy mogła robić jakieś wrażenie, dziś odstrasza. Znacznie lepiej obecnie prezentują się wydania 2D pochodzące ze SNESa i Game Boy'a. Nieco lepiej prezentowała się wydana rok później gra Nagano Winter Olympics '98. Tytuł wydany na automaty oraz PlayStation i Nintendo 64 pokazywał, że deweloperzy coraz lepiej czują się w środowisku 3D. Co więcej oddawał w ręce graczy aż 16 różnych dyscyplin.
Przełom wieków był dla gamingu czasem ciągłych rewolucji graficznych. Rok różnicy sprawiał, że dwie gry mogły wyglądać niczym twory z różnych generacji, choć były dostępne na tę samą platformę. Szczególnie było to widać po tytułach wychodzących na PC, gdzie nie mieliśmy podziału generacyjnego. Sydney 2000 było swoistym pożegnaniem z piątą generacją konsol. Gra trafiła na PlayStation, Dreamcast i komputery z Windowsem. Dwa lata później gracze przywitali grę olimpijską nowej generacji, czyli Salt Lake 2002. Wirtualne zimowe igrzyska wyglądały już dużo lepiej pokazując więcej możliwości PlayStation 2 i pecetów. Niemniej liczba zaledwie 6 dyscyplin była pewnym zawodem.
Zaletą ery 3D było to, że dewloperzy sięgali po coraz różniejsze pomysły bawiąc się sterowaniem i serwując coraz ciekawsze minigry, ponieważ do tego sprowadzały się głównie gry olimpijskie. Kolejne lata przyniosły grę Athens 2004 na PS2 i PC oraz Torino 2006, która była pierwszą grą na licencji igrzysk olimpijskich na Xboxa. W erze PS3 i Xboxa 360 doczekaliśmy się trzech gier: Beijing 2008, Vancouver 2010 i London 2012. Te gry olimpijskie pokazały, że pomysły na rozgrywkę się kończą, a zbiorcze wydania dyscyplin nie mogą być lepsze od gier dedykowanych konkretnym sportom. Popularność olimpijskich gier zaczęła spadać i w kolejnych latach na platformy stacjonarne pojawił się jeszcze tylko Steep: Road to the Winter Olympics i Olympic Games Tokyo 2020 - The Official Video Game. Tym samym w generacji PS5 i Xbox Series X/S nie doczekaliśmy się oficjalnej gry olimpijskiej. Ostatnie pozycje na licencji to gry mobilne, czyli Olympic Games Jam: Beijing 2022 i wspomniany powyżej Olympics GO! Paris 2024.
Jak pisaliśmy powyżej stworzenie wysokobudżetowej gry sportowej jest drogie, a w przypadku igrzysk olimpijskich około dwumiesięczne okienko sprzedażowe nie gwarantuje zwrotu kosztów produkcji. Nie mówiąc o zysku. Samo przygotowanie angażujących dyscyplin pod kątem rozgrywki nie jest proste i jak pokazały ostatnie gry olimpijskie powtarzalność i prostota sterowania mogą pogrzebać tytuł. Nawet najbardziej doświadczeni deweloperzy nie będą w stanie przygotować angażującej i dopracowanej rozgrywki dla kilkunastu dyscyplin w krótkim czasie. Przykładowo jazda na snowboardzie będzie zawsze gorzej wykonana niż w grze w całości poświęconej jeździe na desce.
Jedynym sensownym rozwiązaniem wydają się właśnie gry mobilne. Nieskomplikowane zbiory minigier ubrane w nieco kreskówkową oprawę doskonale spiszą się na smartfonach. Niestety w obecnych czasach nie mamy co liczyć na dopracowane tytuły w tym temacie, które skupiałyby się na mięsistej rozgrywce zamiast upychaniu mikropłatności czy NFT. Właśnie dlatego nie wróżymy powrotu do glorii i chwały olimpijskim grom wideo, choć mamy nadzieję, że się mylimy! Zresztą przykładem nieopłacalności tworzenia gier olimpijskich może być fakt iż powstająca od 2008 roku seria Mario & Sonic at the Olympic Games będąca luźnym przeniesieniem igrzysk olimpijskich do świata kultowych postaci Nintendo i Segi w tym roku nie doczekała się nowej odsłony. To tylko pokazuje, jak słabo musiała sprzedać się ostatnia odsłona na jakby nmie patrzeć najpopularniejszą obecnie konsolę, jaką jest Nintendo Switch.