Niestety namiastka "Wolnego rynku" nie przyniosła rewolucji motoryzacyjnej. Astronomiczne cła i ceny regulowane przez władze sprawiają, że mało kto może sobie pozwolić na nowe auto. Po pierwszym półroczu zaledwie 50 nowych aut opuściło salony na Kubie.
Obwarowania państwowe sprawiają, że pojazdy na Kubie są najdroższymi na świecie. Za prostego Peugeota 206+ trzeba zapłacić 91 000 dolarów. Model 508 to już wydatek 263 000 dolarów. Biorąc pod uwagę, że przeciętny Kubańczyk zarabia 20 dolarów miesięcznie nie ma się co dziwić, że sprzedano tak mało pojazdów.
Kubańczycy nadal pozostają więźniami systemu i "Wolny rynek" motoryzacyjny jest tylko kolejnym złudzeniem. Nadal zdecydowana większość kierowców jeździ autami sprzed 1959 roku i prędko to się nie zmieni.